środa, 25 września 2013

W imię...czego?

Zapomniane przez boga i ludzi miasteczko, prawdziwe Nowhere; hermetyczna, katolicka społeczność, niewielki ośrodek resocjalizacyjny dla chłopców z zakładów poprawczych. Siermiężna, typowo polska mentalność, kultura, język - kurwa mać, kiełbasa z ogniska, papierosy i wódka ze szklanki. W tym sielskim otoczeniu rodzi się miłość - opiekuna do podopiecznego. Miłość która ma pokonać przeciwności losu, być odtrutką na całe zło tego świata objawiające się w Człowieku - ubóstwo, samotność, brak perspektyw, alkoholizm, depresja, skłonność do agresji, konflikty z prawem. Historia jakich wiele, powielana tysiące razy od setek lat.

Jednak aby nie było nudno, warto wprowadzić pewne urozmaicenie - jakby nie było, historia o gejowskiej miłości milionów polaków do kina nie ściągnie. A gdyby tak...jednego z nich uczynić księdzem? Bingo!




Szumowska o swoim filmie mówi - "nic skandalicznego w tym filmie nie znajdziecie". Ostre sceny homoseksualnej miłości, nagość, stek przekleństw, młodzież pijąca alkohol pod sklepem - to może szokować. Podobnie jak obraz sfrustrowanej seksualnie młodej kobiety, której przyszło żyć w warunkach nie dla niej stworzonych. Jednakże główną osią filmu jest pozostaje przecież postać księdza; czy kogokolwiek jeszcze szokuje fakt, że ksiądz to...człowiek? Że wraz z przyjęciem święceń kapłańskich nie znika w magiczny sposób brzemię jego człowieczeństwa?

Ludzka namiętność to potężna, nieokiełznana siła, jeszcze silniejsze od niej okazuje się być pragnienie bycia z drugim człowiekiem. Tylko człowiek mógł wymyślić tak nieracjonalny scenariusz - odseparuj jedostkę od innych, każ jej żyć w świecie imaginacji, psychotycznych wyobrażeń o "bogu" ; następnie skazuj go na potępienie, kiedy czysto ludzka strona jego istnienia przejmie kontrolę nad jego życiem. Kiedy tłumione pożądanie, poczucie samotności, frustracja i niespełnienie w bezładny, niekontrolowany sposób znajdzie ujście w upadku - fizycznym i moralnym.Pamiętając przy tym że definicja upadku również jest subiektywną kwestią, dopisaną do konwencji ludzkiej moralności.

Historia bardzo oszczędna w dialogach, opowiedziana mocnym, dosadnym kadrem - scena w kukurydzy czy taniec z Benedyktem XVI zapadają głęboko w pamięć. Muzyka wprowadzona,zdawać by się mogło, na zasadzie eklektyzmu - tradycyjnemu pochodowi w Boże Ciało towarzyszy utwór
Band Of Horses - The Funeral, muzyki wybitnie współczesnej,emocjonalnej, dekadenckiej, symbolicznej.

 Niemożliwością jest protekcjonalne opisanie fabuły tego filmu - wielowątkowość, symboliczny wymiar, umiejscowienie gdzieś na końcu świata, tworzy z płaskiej fabuły narrację którą warto obejrzeć - stawia pytania, piętrzy wątpliwości, pozostawia miejsce dla własnej interpretacji. Od sceny kuszenia Adama przez Ewę, poprzez pietę w wodzie, wspomniany wcześniej taniec z Benedyktem, po hollywodzki pocałunek w deszczu - cały przekrój możliwych uzasadnień i moralnych usprawiedliwień dla wątpliwej i kruchej ludzkiej moralności.  Stworzonej i restrykcyjnie przestrzeganej...no właśnie, w imię czego?




niedziela, 22 września 2013

Google, kochamy Cię!

Mniej poważnie, co myśli o nas, ludziach, Google?;)




Podpowiedzi są tworzone na podstawie częstotliwości wpisywanych fraz; wynika z tego, że typowy użytkownik google to nietolerancyjny debil i idiota ;) Wśród takich osobowości faktycznie, inteligencja to przekleństwo.


Ciekawostka: po wpisaniu w wyszukiwarkę "mężczyźni to..." pojawia się to co widać na ps wyżej; po wpisaniu kobiety to... w mojej wyszukiwarce nie wyświetla się nic. Czysty seksizm?


Weganizm

Weganizm to wiara w to, że człowiek może żyć, nie krzywdząc innych istot w jakikolwiek sposób. Wyklucza z diety nie tylko mięso, ale także jajka, mleko, miód, żelatynę. Weganie protestują przeciwko wykorzystywaniu zwierząt, przeciwko zabijaniu ich dla futra, skóry, kłów, płetw (zdziwilibyście się, dla jakich powodów ludzie zabijają zwierzęta - odsyłam do hasła : zupa z płetwy rekina). Pragną aby zwierzęta nie musiały męczyć się więcej cyrkach, zoo, na rodeo, w laboratoriach kosmetycznych, pseudo-hodowlach, delfinariach i innych formach niewoli.

 Te hasła w większości podzielane są także przez wegetarian; różnią się tym od wegan, że wierzą w to że człowiek może współpracować ze zwierzętami, oboje mogą czerpać zyski ze współpracy. Nie widzę niczego złego w jedzeniu jajek, jeżeli kura traktowana jest jak wolne, wymagające szacunku stworzenie. Jajka które jem w większości pochodzą ze wsi niedaleko mojego miejsca zamieszkania; każdy zna ten obrazek - kury i koguty biegające po podwórku, budzące pianiem domowników nad ranem, domagające się swojej porcji ziarna od gospodyni ;) Znoszące zdrowe, dorodne jajka. To nie jest zamierzchła przeszłość, istnieją nadal takie miejsca. Podobnie z mlekiem, znów obrazek z polskiej wsi - zdrowa, zadbana krowa, schodząca wieczorem z pastwiska, obok jej nowo narodzone cielę. Wieczorne karmienie maleństwa, dojenie. I ciepłe, świeże mleko prosto od krowy. Cóż w tym złego?

System. To jest właśnie ten powód. Formy hodowli przemysłowej. Stłoczone w klatkach kury, masowe zabijanie kurcząt płci męskiej. Kiedyś już o tym pisałam; w dużym uproszczeniu - istnieją dwa "rodzaje" kurczaków - nioski i brojlery. Nioski znoszą jajka, brojlery hoduje się dla mięsa. U brojlerów płeć nie ma znaczenia, u niosek - tylko samice znoszą jajka. Po wykluciu niosek kurczęta płci męskiej są oddzielane, następnie mielone żywcem, gazowane, duszone, wyrzucane na śmietnik. Miliony zwierząt w skali roku. Są nieprzydatne w przemyśle mięsnym, dorosłe nioski niezdolne do znoszenia jajek są zabijane i przeznaczane na karmę dla zwierząt.

Z mlekiem jest podobnie. Tysiące krów zamkniętych w hangarze, sztucznie zapładnianych, oddzielanych od razu po porodzie od cieląt (zwykle zabijane), poranione, nafaszerowane antybiotykami, eksploatowane ponad miarę - wszystko w imię WYDAJNOŚCI.

System istnieje po to, aby zaspokoić rosnący popyt, dać konsumentowi produkt w dowolnej ilości i w niskiej cenie.

Weganie wybrali opcję ekstremalną - rezygnują z tych produktów, aby nie wspierać takiego procederu.

Wegetarianie zdecydowali inaczej - nie rezygnują, ale wspierają takie miejsce, co do których mają pewność że zwierzęta tam żyjące nie są katowane i wykorzystywane.

To krótki wstęp do przedstawienia, w jednym obrazku, jak wygląda narracja dotycząca wegenizmu w mediach i szeroko pojętym społeczeństwie:

Wnioski wyciągnijcie sami, ja tylko powtórzę po raz kolejny - nie znasz, nie rozumiesz - nie oceniaj, nie atakuj.

Adres strony z której skopiowałam grafikę w prawym dolnym rogu.


czwartek, 12 września 2013

Wegetariańska odyseja

Miało być o rewelacyjnym filmie który dziś widziałam, niestety... Kolejna przeczytana dyskusja w internecie, kolejny spadek wiary w ludzi. Tak, znowu będzie o jedzeniu mięsa.

Komentarze autentyczne, cytaty kopiuj-wklej, autora nie podaje, nie będę idiotów na własnym blogu rozsławiać.
 

1. "Wegetarianizm nie ma nic do szacunku dla zwierząt"
 
Zależy od intencji. Ja traktuję wegetarianizm jako wyraz najwyższego szacunku do zwierząt. Deklarowanie miłości do zwierząt i jednoczesne jedzenie ich zwłok na obiad to moim zdaniem wyraz czystej hipokryzji.


2. "Czy lew jest potworem bo zabija gazele? Czy pająk jest potworem bo zabija muchę?"

 
Lew musi jeść mięso. W przeciwieństwie do człowieka, nie przeżyje na diecie roślinnej, ponieważ jest mięsożercą. Lew nie zabija dla zabawy, przyjemności, nie zabija kiedy nie jest głodny. Nie zabija kiedy tego nie potrzebuje. Człowiek jest wszystkożercą (omnivore), bez problemu może uzyskać wszystkie składniki potrzebne do prawidłowego funkcjonowania organizmu stosując dietę roślinną. I nie, nie będzie zasuszoną anemiczną roślinką. Istnieją kulturyści stosujący restrykcyjną dietę wegańską (!), cieszący się doskonałym zdrowiem i wynikami w sporcie. Nie musimy zabijać, aby przeżyć. Jest różnica?
 

3. "Jedzenie zwierząt? To nie jest brak szacunku. Takie zwierze zostaje włączone do biomasy dużo ważniejszej i lepszej istoty."
 
Sięgnę po ekstremalny przykład, takie najłatwiej zapadają w pamięć. Naziści również uważali się za istoty ważniejsze i lepsze, za rasę panów. Uważali mordowanie ludzi i używanie ich ciał do produkcji mydła za całkowicie normalne. Naturalne, usankcjonowane prawami natury i prawami postępu. "Czysta, nieskrępowana biologia". 


Nie lubię określeń takich jak "Animal Holocaust", razi mnie porównanie hodowli przemysłowej i ludobójstwa, pomimo mojej ogromnej miłości do zwierząt - to porównanie nie jest adekwatne. Jest po prostu niestosowne. Jednakże, chciałam zasygnalizować pewien problem - osobistą hierarchię wartości, aksjologiczny relatywizm. Tak jak naziści uznają niższość mniejszości etnicznych, tak ludzie uznali za oczywistą niższość zwierząt. Ale "człowiek jako pan wszelkiego istnienia" to nie prawo natury, to nasze subiektywne, mocno zinternalizowane przekonanie. Władza, panowanie nie zasadza się na przemocy. Mam władze tylko nad tym, kto akceptuje swoją podrzędność wobec mnie. Panuję tylko nad tym, kto dobrowolnie oddaje się w moje władanie i uznaje moją wyższość.
Następnym razem kiedy stwierdzisz że twoja władza nad zwierzętami jest usankcjonowana prawami natury, poznaj krowę z której zamierzasz zrobić szynkę; wytłumacz tej krowie że odbierzesz jej życie po to aby ją zjeść. Zjesz ją nie dlatego, że tego potrzebujesz; zrobisz to dlatego, że sprawi Ci to przyjemność.
Podejrzewam że gdyby krowa zrozumiała Twój przekaz, nie nadstawiła by szyi widząc nóż, nie okazała by uległości wobec twojej człowieczej wielkości i wszechwiedzy. Skończyłbyś po chwili martwy, pod jej kopytami, nędzna pozostałość niegdyś jaśniejącego egocentryzmu. I to byłby najwyższy wyraz panowania człowieka nad wszelkim stworzeniem


4. "Jednym z elementów różnorakich kontroli i testów jakości jest właśnie humanitarne przechowywanie zwierząt przeznaczonych na rzeź. Muszą być trzymane w humanitarnych warunkach. Także ze względu na jakość mięsa. I nie, zwierzęta nie odczuwają tak jak ludzie. Tak, źle traktowane cierpią, ale krówka która trafi an Twój talerz nie jest źle traktowana. Ba, ma znacznie lepsze warunki niż wiele, wiele zwierząt na wolności."

 
Zwierząt się nie przechowuje, przechowuje się towar w magazynie. Muszą, naprawdę? A czym są te humanitarne warunki, jak wyglądają? Sposób niewolenia zwierząt to temat rzeka, zainteresowanych odsyłam do stosownej literatury. Jako argument, jeden wycinek z tej humanitarnej idylli - pracownicy kurzych ferm, hodowli brojlerów (przeznaczone na rzeź, te znoszące jajka to nioski) przed wejściem na hale wkładają maski gazowe. Dlaczego?


Brojlery są zabijane po upływie około 8 tygodni; trzymane są często na betonie, bez ściółki. Takie pomieszczenia sprzątane są przeważnie po wywiezieniu zwierząt do ubojni, przed przyjęciem nowych z wylęgarni (może to być nawet 50 tysięcy piskląt stłoczonych w długim budynku bez okien, sztucznie oświetlanym). Takie warunki powodują niewyobrażalne wręcz nagromadzenie toksycznych substancji, w tym amoniaku. Odór jest porażający, dosłownie. Może spowodować podrażnienia skóry, wyżreć błony śluzowe, uszkodzić układ oddechowy człowieka. Zwierzęta trzymane w takich warunkach są poranione, poparzone, nie mają dokąd uciec przed trującymi wyziewami z nieczystości. Stanie na nogach sprawia im zbyt wiele bólu, kładą się wtedy, kucają, całe skurczone i zapadnięte w siebie. Muszą zostać zabite, ponieważ nie mogąc się poruszać, nie mogą także jeść; w krótkim czasie umarły by z głodu. 


To że zwierze nie jest w stanie przekazać nam swoich emocji w zrozumiały dla nas sposób, nie oznacza że ich nie odczuwa. Brojlery żyją w takim niewyobrażalnym stresie i cierpieniu, że atakują siebie nawzajem; wyrywają sobie pióra, wyszarpują (wydziobują?) kawałki ciała, zjadają się żywcem. Podobnie świnie, odgryzają sobie uszy i ogony. Taka skala agresji nie jest spotykana w przyrodzie, dopiero nieludzkie warunki wyzwalają przemoc i okrucieństwo. I wmawiajcie sobie dalej, że przecież zwierzęta nic nie czują, jest im to obojętne w jakich warunkach żyją...
Inspekcje, kontrole?
Prosty przykład - z szacunków wynika, że w 2011 r. mięso z uboju rytualnego stanowiło 30 proc. całego eksportu polskiej wołowiny. Ja się pytam, jakim cudem, skoro ubój rytualny jest nielegalną praktyką od 2002 r.? I ustawę z 1997 r. o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich nie jest tutaj argumentem, stanowi tylko o umożliwieniu dostępu do tego typu żywności gmin wyznaniowych, na jej własne potrzeby. Nie na eksport.


Do czego dążę? Pieczę nad hodowlą, ubojem i jakością mięsa sprawuje Państwowa Inspekcja Weterynaryjna. Jak wierzyć w rzetelną pracę instytucji, która przymyka oczy na jawne pogwałcenie prawa? Jeżeli ubój rytualny jest nielegalny, dlaczego nie zamykała takich rzeźni, nie nakładała grzywien, nie kontrolowała? Dlaczego wystawiała certyfikaty jakości dla mięsa, o którym wiadomo było że pochodzi z uboju rytualnego? I na koniec, dlaczego nie reaguje na zgłoszenia tego typu procederu? A listów wysyłanych przez aktywistów było co niemiara, odpowiedzią PIW było co najwyżej "przyjrzenie się sprawie". Jaką wartość ma dla was certyfikat jakości produktu spożywczego instytucji, która nie reaguje na zgłoszenie przestępstwa, udokumentowanego, ponawianego wielokrotnie? Możemy sobie tylko wyobrazić jak wygląda praca tej instytucji w innych aspektach. 

Zapomniałam dodać - kontrole są przeprowadzane po wcześniejszym powiadomieniu firmy.
 

5. "Humanitarne zabicie oznacza zabicie bez zadawania niepotrzebnego bólu."
 
Zabijanie bez zadawania niepotrzebnego bólu to po prostu zabijanie. Odebranie życia poprzedzone pastwieniem się, znęcaniem, to zabijanie ze szczególnym okrucieństwem.
Humanitarny ubój?
Zabijanie brojlerów wygląda jak taśmowa produkcja, właściwie - to nią jest. Kurczaki łapane są za nogi, po klika w jednej dłoni, wieszane nad taśmą, głową w dół. Taśmociąg się przesuwa, zanurzając ich głowy w wodzie pod napięciem, co powinno je ogłuszyć. Napięcie nie może być zbyt duże, kurczak musi być żywy kiedy trafi pod nóż. W wyniku niskiego napięcia wiele zwierząt pozostaje nie tylko żywych, ale również w pełni przytomnych; niektóre zdążyły też odchylić głowę przed zanurzeniem w rynnie. Żywcem zostaje pocięty nożami, które powinny u bezwładnego ptaka przeciąć szyję. Krwawiące, przerażone, odczuwające niewyobrażalny ból zostają wrzucone do wrzątku.
Cały proces jest zmechanizowany, nie nadzorują go ludzie; w ten sposób ginie co roku kilka milionów zwierząt. Przy uboju bydła, świń, królików dochodzi do podobnych sytuacji, nagminnie.Krowy ogłuszane są za pomocą specjalnego pistoletu, który powinien zniszczyć rdzeń mózgu i zablokować percepcję (w tym odczuwanie bólu)

. Jeżeli pracownik zrobi to źle, sprzęt się zepsuje, zwierze czeka wybudzenie, podcięcie gardła - aby spuścić około 18-20 litrów krwi oraz obdarcie ze skóry.
Na koniec dodam, że w chińskiej mentalności i preferencjach konsumentów utarło się przekonanie, że im więcej cierpienia i stresu zazna zwierze przed śmiercią, tym smaczniejsze będzie jego mięso. Katownie, obdzieranie ze skóry, przypalanie żywcem to powszechna praktyka.

To tyle na temat humanitarnego zabijania, bez zadawania niepotrzebnego bólu. 

6. "Oh nie świat jest taki brzydki.. Oczywiście nie ma w waszych kobiecych słowach ani grama hipokryzji i nie używacie do makeup'u niczego co było testowane na zwierzętach, mydła posiadającego tłuszcze zwierzęce, no i w szafie też nie macie niczego skórzanego.. czcza gadanina ludzi uważających że są bez winy."

 
Wegetarianie, weganie nie uważają się za ludzi bez winy. Wręcz przeciwnie, po stokroć odczuwają zaniedbania Człowieka względem zwierząt. I walczą o to żeby ten stan zmienić, aby Człowiek szanował życie. Nie tylko swoje. 

Nie jem mięsa, nie kupuje skórzanych rzeczy, nie używam kosmetyków testowanych na zwierzętach ani zawierających składniki pochodzenia zwierzęcego, nie noszę zamszu, torebki z aligatora ani króliczego futerka. To legitymizuje lepiej moje prawo do mówieniu o cierpieniu zwierząt, niż samo tylko współczucie dla ich losu?

7. "Na szczęście natura obdarzyła człowieka dość dobrze działającym mózgiem dzięki czemu jest na tyle sprytny że sam hoduje sobie pożywienie. Te wasze wege propagandy przynoszą tylko odwrotny skutek, chcecie czy nie, ludzie będą jeść mięso."


Niestety nie obdarzyła nas takim samym poziomem empatii. Nie przeszkadzają mi ludzie jedzący mięso, już kiedyś o tym wspominałam. Przeszkadzają mi ludzie atakujący wegetarian i wypowiadający się na temat na który nie mają żadnej, absolutnie żadnej wiedzy. I nie czują potrzeby dokształcenia się w temacie dyskusji. 

Argument o podnoszeniu polemiki bez najmniejszej znajomości tematu odnosi się nie tylko do osób atakujących wegetarian. Do obrońców również. Pseudo-wegetarianie jedzący ryby, dziewczynki które uważają że człowiek to istota roślinożerna, fanatycy atakujących rodzinę i znajomych za zjedzenie kanapki z szynką - to kompromituje, tworzy negatywny obraz, implikuje niewybredne ataki na nas wszystkich. Pierwsze zdobądźmy gruntowną wiedzę, rozeznanie w temacie, później stwórzmy własną opinię i światopogląd. Dopiero później przyjdzie czas na lansowanie swoich racji na forum publicznym.
 "Wege propaganda", czymkolwiek jest, ma na celu zwrócenie uwagi na problematykę poruszaną przeze mnie w tym poście. Niektórym da to do myślenia, niektórym nie. Refleksja nad swoim zachowaniem, uświadomienie sobie automatyzmów może pomóc w określeniu swojej tożsamości, kształceniu charakteru. Wegetarianizm kształtuje charakter, uczy współczucia, wyrzeczenia się hedonistycznych pragnień w imię wyższej idei; a przede wszystkim kształci umiejętność obrony własnego światopoglądu. Nonkonformistyczna postawa pozwala przeciwstawić się społecznej presji, przetasować swoje aksjologiczne dogmaty, dostrzec hipokryzję i zniewolenie w jakie spycha człowieka konformizm. Rozszerza horyzont, motywuje do poszukiwania wiedzy.

Chciałabym wierzyć w to że wegetarianie i ludzie jedzący mięso mogą żyć bez toczenia ideologicznych wojen na kalekie argumenty, bez agresji we wzajemnym zachowaniu, z dojrzałym podejściem, dążącym do zrozumienia drugiego człowieka i jego intencji, nie bezmyślnego ataku. Ale odwieczne mechanizmy grupowe są nieubłagane; wyłamujesz się z grupy, kontestujesz zastany porządek - zjedzą Cię żywcem.
 


"W rzeźni jak to w rzeźni
Czas wątpliwości szybko mija
Nie ma miejsca na myślenie
Bo tu się nie myśli, tylko zabija."
~~Dezerter





środa, 28 sierpnia 2013

Justyna Klimasara, Lwica Lewicy?

Królowej ostatnich dni nie muszę chyba przedstawiać? Po szybkim rekonesansie, przejrzeniu wiadomości i profilu delikwentki na fb mam niezwykle ambiwalentne uczucia. Teoretycznie taki wygląd jaki reprezentuje moja imienniczka w polityce nie budzi ani zaufania, ani szacunku - "długość spódnicy adekwatna do inteligencji", "walcząca cyckami" itd, mimo wszystko - internetowi myśliciele, obrońcy wolności, równości i braterstwa, jak uważacie, w jaki sposób o waszej inteligencji i wartościach moralnych świadczy ocenianie kobiety po wyglądzie? No właśnie. Lokata gdzieś w okolicach ameby, gratuluje.





 Czytelnicy którym udało się oderwać wzrok od dorodnego biustu mieli przyjemność zapoznać się z tymi niematerialnymi świadectwami jej żywota, w postaci wpisów:

"Jaruzelski ocalił setki istnień",

"Żołnierze Wyklęci to zdrajcy i bandyci",

 "Cieszę się, że sąd uniewinnił Czesława Kiszczaka za wydarzenia z kopalni Wujek z 81 r."

"Tęsknię za PRLem"

i dalej w tej konwencji.

Dlaczego mam mieszane odczucia? Podoba mi się aktywność na scenie społecznej, zaangażowanie w politykę w tak młodym wieku. Bardzo cenię sobie ludzi którzy od początku do końca mają na siebie pomysł, konkretną wizję, plan do zrealizowania. Ale...no właśnie. Zaczynanie politycznej kariery, w zasadzie - medialnej kariery, co w dzisiejszych czasach zlało w się jedną formę "bycia politykiem", od tak kontrowersyjnych wypowiedzi jest błędem. Nie siląc się na głębokie przemyślenia - młodość ma to od siebie, że jest niestała. Nie trwa długo przy obranych sztandarach. Zmienia się, kształtuje, dorasta. W przyszłości, nawet przy doskonałym programie partyjnym, wiedzy, wykształceniu, aparycji, doświadczeniu, te słowa, nieprzemyślane, lub może nie dość dokładnie zweryfikowane, będą jej przekleństwem. Wypowiedzi które przyniosą jej sławę i rozgłos, co przekłada się przecież na poparcie, ukształtują jej wizerunek na całe życie.   Szczególnie w tym kraju, gdzie nie liczy się to kim jesteś i co sobą reprezentujesz. W którym człowiek nie ma władzy rozporządzania własnym życiem i sumieniem, nie jest nadrzędną jednostką, odpowiedzialną za swoje życiowe wybory, z zagwarantowaną swobodą myślenia i wypowiedzi. Zdolną do żalu za błędy, pokuty, redefinicji swoich postaw. Nie. Jest więźniem swojego pochodzenia i swoich często przypadkowych potknięć, wypalonych niczym hańbiące piętno na jego lewackim/komunistycznym/sowieckim/skrytoniemieckim/jakimkolwiek, ale niewłaściwym - czole.  Polacy od polityków i osób publicznych, postaci historycznych wymagają krystalicznego życiorysu. Poprzez najmniejsza rysę, skazę, którą zresztą często jest po prostu bycie człowiekiem i człowiekowi przynależne zachowania, potrafią z herosa zrobić zdrajcę, utopić szlachetnego człowieka w nienawiści, zmieszać z błotem. Strącić bohatera z piedestału.

 W skrócie - miałeś dziadka komunistę, spłoń. Wspomniałeś w młodości że Jaruzelski był bohaterem? Idź się utopić. Byle nie w absolutnie Polskiej Wiśle, bo jako polak nieprawdziwy, na taki zaszczyt nie zasługujesz.

Kocham Cię, Polsko.







poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Lunita

Informacja w prasie - pokaz filmowy w Lunicie, zbieramy się, idziemy. Wyświetlany film to "Pamiętnik" w reżyserii Cassavetesa, zrealizowany na podstawie bestsellerowej powieści. Powinnam wzmóc czujność widząc już samo nazwisko autora (Sparks), jednak nie, jakoś nie wzbudziło to moich podejrzeń. Niestety.

Jeżeli to jest bestseller, to ja tracę wiarę w ludzkość...Chociaż, może książka jest lepsza niż film?

Nie, nie czytałam. Trzymam się z daleka od tego typu wysokiej literatury.
Dobra, tak poważnie - do cholery, kto czyta takie książki?!



Nie będę się bawić w metafory, dawno nie widziałam tak koszmarnego filmu. Opowieść prosta jak budowa cepa, tandetna, przewidywalna do bólu. Gra aktorska w tym arcydziele to po prostu dramat - gdybym miała wśród swoich znajomych kobietę zachowującą się jak odtwórczyni głównej roli, apelowałabym o natychmiastową interwencję i dostarczenie delikwentki do placówki zdrowia psychicznego. W szczelnie zawiązanym kaftanie. Te grymasy, te chichoty, głupkowate uśmieszki,  silenie się na stworzenie obrazu beztroskiej, niewinnej, wdzięcznej nimfy... Dodatkową atrakcją były popisy Ryana Goslinga, pseudonim Drewniana Twarz. Tylko dla ludzi o mocnych nerwach.


Cassavetesa
Cassavetesa
Cassavetesa

piątek, 23 sierpnia 2013

Refleksja

Dziś obchodzimy Międzynarodowy Dzień Pamięci o Handlu Niewolnikami i jego Zniesieniu, w dniu wybuchu powstania na Haiti w 1791. W tym dniu swoją akcję wypromowała inicjatywa społeczna 269life - w obronie zwierząt zniewolonych przez naszą chciwość, ignorancję i obojętność - polegającą na zmienieniu swojego  zdjęcia profilowego. W zasadzie wiara w skuteczność takiej inicjatywy dla mnie równie naiwna jak lajki dla chorych dzieci, ale dziś informacja rządzi światem…Warto więc rozpowszechniać i promować szlachetne inicjatywy. Wartości które wyznajemy, zaangażowanie którym manifestujemy nasze postawy nie biorą się znikąd; do zmiany potrzeba refleksji nad swoim wyborami, refleksji która zainspiruje nas do podjęcia wysiłku, zmiany naszego postępowania, obrania celu.


Więcej o wegetariańskim manifeście:

http://www.269life.com/about.html


Ale do rzeczy - zdjęcie zmieniłam, wydarzenie udostępniłam. I co? No właśnie. Po tysiąckroć większe zainteresowanie wzbudziło zdjęcie mojego tyłka w czarnej koronkowej bieliźnie niż szlachetna akcja dla zwierząt i apel o chwilę refleksji. Po raz kolejny, świecie, dokąd zmierzasz?

Erystyka gimnazjalistów - kilka luźnych uwag

Uwielbiam Kwejka właśnie za takie kwiatki ;) dyskusja w komentarzach podniosła mnie na duchu. Spodziewałam się kolejnej nagonki na Bogu ducha winnych wegetarian, jednak nie…Komentatorzy tym razem stanęli na wysokości zadania. To oczywiste, że tekst jest absolutnie pozbawiony sensu; co ma dieta bezmięsna do niewolnictwa w Chinach? Odpowiedź brzmi - nic. Mogę być wegetarianką mającą w głębokim poważaniu wszystkie cierpiące dzieci tego świata. Mimo wszystko, przy założeniu że wegetarianizm wymaga jednak pewnej wrażliwości na etykę postępowania, było by to jednak nieco rażące. Oceniając indywidualny system wartości przez pryzmat prospołecznego działania - lepiej wykazywać taką postawę, niż być bezużytecznym rurkowcem któremu obca jest jakakolwiek działalność prospołeczna, który nie dba ani o los zwierząt ani o prawa człowieka. Jedyne co potrafi to pluć jadem na ludzi którzy poświęcają swój czas/uwagę/pieniądze/wygodę wierząc, że mogą wspólnymi siłami stworzyć miejsce w którym będzie żyło się lepiej. Zwierzętom i ludziom, nam wszystkim. Piętnujmy tych pogrążonych w marazmie i sarkaźmie, niezdolnych do podjęcia działania; wyśmiewajmy właśnie taką postawę - pełną pogardy, lekceważenia dla innych. Hipokrytą nie jest wegetarianin obojętny na łamanie praw człowieka w Chinach, tylko bezczynny, bezproduktywny leniwiec wytykający brak działania innym, szczególnie tym którzy działanie podejmują.
Cytat z komentarzy, Kris Yabbollo:
'… - ktoś wspiera schroniska, to czepiają się go, że nie wspiera biednych dzieci w Afryce, ktoś wspiera Afrykę, to czepiają się, że nie wspiera dzieci w Polsce, a jak wspiera dzieci w Polsce, to czemu akurat te, a nie inne. całego świata nie uratujesz, ale jak robisz chociaż jedną dobrą rzecz, to jest już dobrze.'
cieszę się z istnienia takich ludzi.
Nie twierdzę, że wszyscy wegetarianie to ludzie społecznie zaangażowani,  wrażliwi, pełni empatii, o krystalicznie czystych intencjach. Istnieją tacy którzy nie rozumieją samej idei praw zwierząt, manifestują poglądy o których nie mają pojęcia tylko dla zwrócenia uwagi, z powodu mody, nacisku. Legenda głosi również że istnieją także wegetarianie nawiedzeni, którzy chcą nawrócić na wegetarianizm cały świat. Nie żeby mi się ten pomysł nie podobał ;) Uważam że nie należy siłą wciskać swojego światopoglądu komuś do gardła bo zacznie nim rzygać…Nie o taki efekt nam chodzi.
Decyzja o zaprzestaniu jedzenia mięsa to coś do czego trzeba emocjonalnie dojrzeć, głęboko zrozumieć, przygotować się do tego. Uczynić refleksje nad samym sensem życia, przewartościować wartości, ustalić nowe priorytety. To nie tylko dieta, to styl życia, sposób spostrzegania rzeczywistości. I bolesna wiedza o sprawach o których niekoniecznie chciało się mieć pojęcie…”Zjadanie zwierząt” Foera polecam dla zainteresowanych, na początek.
Tak na marginesie: rozróżniam dwa rodzaje wegetarian. Oczywiście jest ich o wiele więcej, ja zwracam uwagę na intencję; tak więc - są wegetarianie nie jedzący zwierząt z powodów etycznych, są też tacy którzy po prostu nie lubią mięsa. Większość zarzutów odnosi się do tej drugiej grupy - jedzenie ryb (wtf? Od kiedy ryba to warzywo?), katowanie zwierząt domowych (tak bardzo kocham zwierzęta, jestem vege ale mój pies od 24 godzin nie był na spacerze bo mi się nie chce z nim wyjść), niekompetentni (ale o co ci chodzi? Przecież w sajgonkach nie ma mięsa!), niekonsekwentni (raz na jakiś czas szyneczka nikomu nie zaszkodzi) itd…Można wymieniać w nieskończoność.
Ale nawet w przypadku kiedy ktoś się zachowuje w ten sposób, czy to naprawdę jest tak straszliwie karygodne? Nawet próba podjęcia takiego stylu życia jest godna pochwały, bo bycie vege naprawdę nie jest takie proste jak się wydaje.

Już na absolutnym marginesie, kiedy chcecie kogoś tak zaciekle atakować, przygotujcie się chociaż do tego. Zacznijcie chociażby od podstawowego rozróżnienia wegetarian i wegan, później przejdźcie dalej. Ale o tym napiszę kiedy indziej.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Wyrwane z kontenstu



 Obrazek ze strony, wydawać by się mogło, aktywistów i ludzi myślących samodzielnie. Skłonił mnie do refleksji, albo będąc bardziej dokładną - do wyrażenia wzbierającej we mnie frustracji związanej z lektura pewnej książki. Ale o tym kiedy indziej. Więc wszystko jest piękne, tylko ja tego nie dostrzegam? Ja widzę to w ten sposób...



Nie dostrzegam piękna w obojętności. Nie dostrzegam piękna w przemysłowej hodowli zwierząt, nie dostrzegam go w krowie obdzieranej żywcem ze skóry. Nie widzę piękna w okaleczonym kurczęciu, na którego rany dla zabawy sypie się sól. Nie dostrzegam ani odblasku piękna w sadystach biegających po lasach, zabijających dzikie stworzenia, nazywających swoje bestialskie praktyki "miłością do zwierząt". Nie widzę niczego pięknego w milionach żywcem mielonych, gazowanych, wyrzucanych na śmietnik pisklętach płci męskiej (nie znoszą jajek, są więc bezużyteczne). Nie widzę piękna w chorych, udręczonych zwierzętach, modyfikowanych genetycznie,absolutnie niezdolnych do samodzielnego życia i rozmnażania. Nie widzę niczego pięknego w bezmyślnych twarzach konsumentów jedzących nafaszerowane antybiotykami mięso, obojętnych na los stworzenia którego martwe ciało zjadają. Nie widzę piękna w kobietach, które wspierają swoimi pieniędzmi okrutne praktyki, kupując naturalne futra. Świat w którym przyszło mi żyć zawiera w sobie tak mało piękna...A tak wiele okrucieństwa, obojętności która wzbudza we mnie poczucie bezsilności i goryczy. Czystej irytacji. Denerwują mnie ludzie żyjący z dnia na dzień, beztrosko, nie wykazujący najmniejszego zainteresowania tym co ich otacza; którzy nie zastanawiają się na tym, czy ich obraz świata jest prawdziwy. Którzy nie szukają głębiej, nie chcą wiedzieć więcej. Intuicyjnie wyczuwają że ta wiedza, zerwanie zasłony zmieni ich poglądy, zburzy idylliczny obraz świata, uniemożliwi beztroski konsumpcjonizm. Wiedza  i szersze spojrzenie na świat jest jak piętno, odbiera radość, przelewa czarę goryczy. Nie wszystko jest piękne. Nie każdy jednak to dostrzega, aby zobaczyć - trzeba zaryzykować własnym poczuciem komfortu i bezpieczeństwa w życiu.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Akt w Polskiej Fotografii

Będąc w Gdańsku, miałam okazję zwiedzić wystawę w Muzeum Narodowym; fotografem nie jestem, fotografie oceniam tylko w kryteriach estetycznych, ale muszę przyznać że ta wystawa wywarła na mnie ogromne wrażenie. Od samego zaaranżowania sali, poprzez tematykę aż po wybór artystów była absolutnie doskonała. Skupiała się nie tylko na sposobie przedstawienia ludzkiego ciała, jego formie, ale także przemycała głębszy, społeczny wymiar postrzegania człowieka jako jednostki. Różnorodność tematyki przedstawionych prac była zdumiewająca, udowadniała że akt w fotografii to o wiele więcej niż forma ludzkiego ciała; to wymiar emocjonalny, emblemat pozycji społecznej, wyrażanej w otoczeniu modela, rekwizytach, samej pozie ciała. W tematyce nieśmiało widać było także zainteresowanie pojęciem gender, podobne technicznie do opisywanej już wcześniej pracy Libery. Zabawa pojęciem płci, wieku, kanonu piękna, różnorodna proweniencja inspiracji artystów (fotografia Marka Czudowskiego, stylizacja na popularne fotografie "Playboya", odwołanie do ikony popkultury - Marlin Monroe) sprawia że wystawa ukazuje zagadnienie w polifonicznym wymiarze.



Warto zobaczyć, polecam ;)

Jedna z prac miała dla mnie szczególne znaczenie. Fotografie są uporządkowane chronologicznie, wystawa zaczyna się od wielkich plakatów a kończy na małych reprodukcjach fotografii z lat wcześniejszych, często nieżyjących już artystów. Właśnie na tym drugim końcu sali, wśród niepozornych formatem obrazów, natknęłam się na tą fotografię. Tą jedyną. Przypadkiem. Nie sama fotografia wywołała taki wstrząs, jak autor - Jerzy Kosiński! Wśród uwielbienia dla jego pisarstwa zapomniałam o tym że był przecież także fotografem. Jakoś nigdy mnie nie kusiło żeby poszukać jego fotografii, chociażby w internecie. I nagle - objawienie...Nie potrafię wyrazić, ile znaczeń, emocji, pragnień obudziła we mnie ta jedna, jedyna fotografia. Skojarzeń i znaczeń z jego tekstów, które mnie pochłaniały na długie godziny, literackiej fantazji która tak doskonale budzi moją wyobraźnię. I pragnienia. Ta jedna, jedyna Ten synkretyzm, obrazu i tekstu, sprawił że na chwilę przyjęłam perspektywę autora. Widziałam modelkę jego oczami, mogłam sobie wyobrazić z niezwykłą ostrością jakie myśli, fantazje mu towarzyszyły podczas sesji. Co chciałby z nią zrobić...Niezwykłe przeżycie. Polecam Kosińskiego każdemu miłośnikowi literatury, jednak uprzedzam - trzeba odznaczać się mocnymi nerwami i dogłębnie zdegenerowaną psychiką aby pojąć w pełni geniusz tego autora ;) Świętoszkowatym moralistom, obłudnikom i obrońcom czystości wstęp wzbroniony.

wtorek, 16 lipca 2013

Transgender transdyscyplinarnie



I Ogólnopolska Konferencja TRANSgender TRANSdyscyplinarnie odbyła się 28-29 maja, zorganizowana sumptem  Koła Naukowego Seksuologii z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.




Tematyka wystąpień dotyczyła głównie  transseksualności, oraz zjawisk widocznych coraz bardziej w dyskursie medialnym: drag queen/drag king, crossdressing, androgynia, homoseksualizm; sporo czasu poświęcono sytuacji osób transeksualnych w przestrzeni życia codziennego, pracy, rodzinie i relacjach społecznych. Perspektywie psychologicznej i socjologicznej towarzyszyła historyczna retrospekcja - jak proces spostrzegania i definiowania płci przebiegał w odmiennych od naszej kulturach. Dla pełnej, transdyscyplinarnej analizy doszło jeszcze ujęcie problemu w literaturze i sztuce.

Najbardziej w pamięci utkwiła mi dyskusja na temat finansowania przez NFZ operacji korekty płci - nie zmiany, ważna informacja dla laików ;) warstwa językowa dotycząca tych zagadnień nie idzie w parze z przyrostem obiektywnej wiedzy merytorycznej, dbajmy o poprawność. Argument pewnego sceptyka z widowni, "transseksualizm to nie choroba, NFZ istnieje po to aby ratować życie i zdrowie, z tym się da żyć..." został odbity prosto i dobitnie kontrargumentem - przecież ciąża to również nie choroba...W zasadzie atmosfera panująca na widowni mnie zaskoczyła, było wyjątkowo spokojnie, obecności żadnych pseudonacjonalistów i pseudokibiców nie odnotowałam, złośliwych i wybitnie sceptycznych też nie. Dziwne, biorąc pod uwagę że mieliby kogo atakować ;)

Prawdziwa burza rozpętała się po prezentacji Sebastiana Gawłowskiego na temat refleksji
o reprezentacji wizualnej podmiotów transgenderowych
na przykładzie „Hermafrodyty” Zbigniewa Libery.
Szybki rzut oka na zdjęcie:




Co widzisz? Nagą kobietę w kuszącej, uległej pozie, kokieteryjnie zasłaniającą uda? Zasłaniającą tak, aby podkreślić to co zasłonięte? Jakie uczucia wzbudza w tobie patrzenie na takie przedstawienie ludzkiego ciała, owianego aurą erotyzmu?

Otóż...tym wyróżnia się sztuka, że inklinuje wieloznaczność i prawdę zatajoną.

"Hermafrodyta" to zbiór zdjęć filmu, ukazującego nagiego chłopca.



"Bałem się oskarżenia o molestowanie czy pedofilię, dlatego zniszczyłem film, ale ponieważ było mi go bardzo żal - w moim odczuciu był bardzo dobry - na pamiątkę zrobiłem serię zdjęć. Sam film powstał właściwie przypadkowo. Do mieszkania mojej mamy przychodziły często dzieci znajomych. Dysponując sprzętem wideo instalowałem często closed circuit - transmisję na żywo z kamery na ekran telewizora - co służyło też dzieciom do zabawy. "Hermafrodyta" była rejestracją jednego z takich spontanicznych, zachowań - niezwykłego, dziecięcego tańca do muzyki Niny Hagen". ~~ cytat autora.

Reasumując : patrząc na zdjęcia, rzec by można, młodej kobiety, tak naprawdę patrzymy na mężczyznę. Chłopca, 11-letniego w momencie robienia filmu. Cóż mówi nam to o ludzkim spostrzeganiu rzeczywistości? Jest omylna. Bazuje na wzroku, wszechobecnym przekazie wizualnym. Bez pytania o przedmiot wizualnego doświadczenia. Wzrok jest zawodny, zobaczyć nie znaczy uwierzyć; w temacie konferencji, to że patrzysz na kogoś o ciele kobiety nie znaczy jeszcze, że jest to kobieta. Istota rzeczy, jej wymiar epistemologiczny kryje się głębiej, pod wizualną reprezentacją. 

Samo przesłanie dla uczestników było jasne i jednoznaczne, jednak nie obyło się bez kontestacji przedmiotu wystąpienia, która dała początek dyskusji - czy to, na co patrzymy, to dziecięca pornografia? Kiedy usłyszałam takie sformułowanie w odniesieniu do pracy Libery, niemalże spadłam z krzesła ;) Refleksja przyszła po chwili, refleksja nad rzeczywistością - w której ojciec nie może wziąć dziecka na ręce, zostać z nim sam w domu, wykąpać się w rzece...Zaszczuci przez media, nieustanne doniesienia o przypadkach brutalnej pedofilii dotarliśmy do granic absurdu w ochronie dziecięcej niewinności, dopatrujemy się erotycznych konotacji w wyrazie ojcowskiej troski i miłości, kiedy przedstawienie nagiego dziecięcego ciała jest pornografią...Nagie dziecko jest symbolem człowieka nieskalanego jeszcze cywilizacją, dorobkiem kultury. Czystym, wolnym od przesądu. Dziecięca nagość powinna być czymś naturalnym, nie budzącym oburzenie i zgorszenie...Świecie, dokąd zmierzasz?

niedziela, 14 lipca 2013

Psychodeliczny kac i nihilistyczne rozdarcie.


Nienawidzę Twojego głosu, kocham do szaleństwa. Kiedy do mnie mówisz, cała jestem drżącym pragnieniem; czekam kiedy głos przestanie brzmieć, a Twoje usta...Swoim głosem mnie rozśmieszasz, uwodzisz, zapewniasz o tęsknocie; Twojego głosu brakuje mi kiedy zapadam się w sobie. Wyzwala we mnie słabość, tą zwaną afektem; tracę rozsądek i zdolność oceny sytuacji. Kiedy wzmocnisz dźwięk siłą Twoich ramion, szlakiem ciepłych dłoni na moich ciele, ten głos, jedyny głos rezonuje w całym moim ciele. Kiedy zamykam oczy nie widzę pod powiekami Twojej twarzy, zanurzam się w synestezji, odczuciach które są tylko złudzeniem...Prawdziwsze przecież niż doświadczane zmysłami w tej samej chwili. Ulotne, nieuchwytne, właściwe tylko tej jednej chwili słabości, zwanej tęsknotą.

Wodzisz na pokuszenie swoją nieobecnością.







We’re just two lost souls swimming in a fish bowl, year after year..

niedziela, 30 czerwca 2013

Bauman


Nie oceniam życiorysu Baumana, nie mnie oceniać jego poczynania. Relatywizm w tytule bloga zobowiązuje. Ale niesamowicie irytuje mnie ta agresja wściekłej sfory psów, szczucie Polaków na Polaków, tych bardziej polskich na tych polskich mniej. Antypolska histeria, narastająca psychoza maniakalna, krzykactwo. Tak jakby krzyczeniem zdobywało się nowy, błyszczący order na piersi - patrzcie, jestem Polakiem, piętnuje komunizm i lewacką propagandę...Zdobywam nowy poziom patriotyzmu.

Tak, wierzę w to że można być ofiarą systemu. Dać się uwieść ideologii, uwierzyć ludziom którzy dla systemu poświęcają życie, zasłuchać się w hasłach partii. Ale potem przychodzi otrzeźwienie. Przychodzi refleksja. Czas na zmianę. Nie sztuką jest ukryć swoją przeszłość, sztuką jest mówić o niej wprost. Otwarcie, chociaż z zaciśniętym gardłem. Dojrzeć do swojej przeszłości, przyjąć ją, z całym makabrycznym ciężarem odpowiedzialności romansu ze zbrodniczą ideologią.

Piętnujemy ludzi takich jak Bauman, sympatyzujemy z partiami neofaszystowskimi. Ot, taka dzisiejsza hipokryzja.

Tak, wierzę w to że nauka nie powinna być zaangażowana politycznie. Powinna być wolna od politycznych nacisków. Chociaż to jest zapewne bardziej utopijne przekonanie niż wiara w socjalizm... W każdym razie, to co wydarzyło się na uczelni we Wrocławiu było żenujące z mojego punktu widzenia. Publiczne obrażanie, wyzwiska, wdarcie się na salę wykładową? To było akcentowanie patriotyzmu czy może obskurantyzmu i ignorancji? Zasługi Baumana mówią same za siebie. Jest postacią znaną w kraju i na świecie, jego prace są obowiązkowym kanonem studentów socjologii, rozważania na temat nowoczesności i postmodernizmu są ważnym głosem w dyskusji o dzisiejszym świecie, czy sobie tego życzycie czy nie.




To, że chcę słuchać o państwach ogrodniczych, ponowoczesności, braku zaufania do wielkich narracji, wspomnieniach socjalizmu, marksistowskiej ideologi, etyce i niebezpieczeństwach współczesności, które niesie restratyfikacja społeczna nie oznacza, że bezkrytycznie przyjmuję takie wartości. Chcę się uczyć, polemizować, rozważyć zgodnie z moimi przyjętym systemem aksjologicznym. Nie chcę, aby grupa zaciekłych nacjonalistów mówiła mi, od kogo mam się uczyć, kogo poznawać, czyje prace czytać. Nie chcę poddawać się populistycznym hasłom, nie chcę przyjmować wtłaczanego mi poglądu "prawdziwych polaków", zgodnego z ich osobistym panteonem uczonych. Nauka to nie tylko naśladowanie dobrego wzorca, ale także kontestacja zachowań moralnie wątpliwych, szkodliwych. Ale takie zachowania, poglądy trzeba poznać, zmierzyć się z nimi. Poznanie najlepiej wspiera proces nauki i kształtowania przekonań, charakteru, postaw. Najlepiej poznaje się, dyskutując. Najprawdziwszy obraz świata uzyskamy dzięki empatii, zdolności do wejścia w umysł i ideologii drugiej osoby, zrozumienie co nią kierowało; to nie podstawy systemów, teorie książkowe umożliwią nam ich zrozumienie, tylko odpowiedź na pytanie - dlaczego ludzie im zaufali, dlaczego za nimi podążali, dlaczego do dziś w nie wierzą. Dyskusja z kimś politycznie poprawnym, szlachetnym i nieskalanym jest fascynująca i buduje morale, ale poznanie poglądów i wspomnień kogoś kto budzi tak ambiwalentne emocje, czyja rola jest niejasna, dwuznaczna, a moralność może budzić wątpliwość - jest równie ważna w procesie poznania. Tym bardziej jeżeli jest to ktoś kto poświęcił się nauce, odpokutował za swe grzechy i wyraził szczery żal.

Znam życiorys, podziwiam postawę kogoś kto przyznaje się do tego kim był i co zrobił, który wyraża żal, szanuję dorobek intelektualny i ogromny wkład w polską naukę.

cytat z Polityki, o postrzeganiu narodowych bohaterów:

'...to jakaś zbiorowa neuroza każe widzieć postaci tylko w czarno-białej tonacji, gdzie reaguje się histerią na każdy półcień, szarość, rysę na pomniku...Infantylizm w postrzeganiu przeszłości polega na chęci obcowania wyłącznie z aniołami i demonami, z baśniową krainą dobra i piekielnego zła. Prawdziwy, pełny obraz postaci jest odrzucany, jako poznawczy dysonans, który narusza ugruntowaną i oswojoną już wizję.'




28 pokoi hotelowych

 Z filmu nie dowiemy się "Co nas kręci w seksie z nieznajomym", ale będziemy mieli okazję przyjrzeć się dynamice ludzkich relacji. Opowieść jest próbą odpowiedzi na odwieczne pytanie, wywodzące się jeszcze od Platona, a może i wcześniej - czy faktycznie każdy z nas ma swoją druga połówkę, osobę stworzoną i ukształtowana właśnie po to aby z nami połączyć się w jedność? I czy ta połówka jest jedna, czy może jest ich wiele? Czyli o meandrach uczucia zwanego powszechnie miłością.

Inżynieria relacji według Sternberga - namiętność, intymność, zaangażowanie/decyzja.

Namiętność umiera stopniowo, od swego początku, poprzez szczyt swojego natężenia, z każdym dniem dąży do obojętności. Kiedy bohaterowie się poznają, są kierowani czysto zmysłowym pożądaniem, egoistyczną chęcią zaspokojenia własnych (!) potrzeb. Kiedy do ich relacji niepostrzeżenie wkrada się intymność, emocje się intensyfikują, osiągając poziom niemożliwy do zniesienia; wzajemne negocjowanie ról prowadzi do kłótni, starć, napięć. W ostateczności, do podjęcia decyzji opartej na zaangażowaniu.

Wszystko było by w porządku, gdyby nie fakt, że oboje są w związkach. On ma dziewczynę, ona ma męża. Związek, który nie powinien nigdy zaistnieć w tym kontekście, powoli dominuje ich życie. Kiedy dla niego najpiękniejszą rzeczą stają się jej łzy, łagodny uśmiech i plany na przyszłość, dla niej jego nieobecność jest bolesnym doznaniem fizycznym, zdają sobie sprawę że przekroczyli pewną granice.

 Obecność tej trzeciej osoby w związku przestaje być tylko suplementem, zaspokojeniem silnych pragnień i deficytu uwagi, troski, akceptacji ze strony drugiej osoby; staje się nadrzędną rzeczywistością, imperatywem.
Wydźwięk moralny tej sytuacji jest niejasny, relatywistyczny, zależy od przyjętej postawy; można potępić wielką miłość, uczucie dwojga ludzi idealnie do siebie dopasowanych jako niedorzeczną, nieprzystającą do ich wieku i pozycji społecznej. Można skupić się na cierpieniu ich rodzin i partnerów, kłamstwach i oszustwach obojga...
Albo założyć, że wielkie uczucie usprawiedliwia wątpliwą moralność.

sobota, 29 czerwca 2013

Jakub


Krótko o kinie i jego miejscu we współczesnym świecie z Jakubem Kurzyńskim, reżyserem, fotografem i grafikiem, studentem katowickiej Wyższej Szkoły Technicznej.







Kiedy ostatni raz byłeś w kinie?


Mniej więcej tydzień temu, byłem na KILOFFie, festiwalu filmów niezależnych.


Obejrzałeś coś godnego polecenia?


Widziałem tam fantastyczny film "Kranz", z gościnnie występującym Olgierdem Łukaszewiczem. Niestety ten film nie wygrał festiwalu. Na pewno "Lśnienie" Stanleya Kubricka zamieściłbym na liście "must see", do tego dodałbym "Ostatnie tango w Paryżu", "Las Vegas Parano" i oczywiście "Pulp Fiction.


A kino komercyjne? Jak oceniasz aktualny repertuar, w którym królują wielkie hollywoodzkie produkcje, Człowiek ze stali, Wielki Gatsby i Kac Vegas 3?


Nie jestem zwolennikiem kina komercyjnego, o wiele bardziej cenie sobie kino autorskie. Jednakże nie potępiam twórców, to ich źródło utrzymania.


Cel uświęca środki? Pieniądze, zyski usprawiedliwiają wątpliwej jakości dzieło filmowe?


Dla producentów film teraz jest typowym produktem, jak margaryna albo cukier, po prostu ma się dobrze sprzedać. Myślę że nawet duże pieniądze nie mogą usprawiedliwiać niektórych gniotów które są wprowadzane na rynek. Wiadomo, są wyjątki. Niektóre filmy mają pewną wartość, wprowadzają widza w zadumę nad własnym życiem, a przy okazji przynoszą zyski… Co do odbioru filmów, które ostatnimi czasy służą tylko rozrywce, zwykle są to pozycje, na których nie trzeba się wysilać intelektualnie, a wręcz przeciwnie -ogłupiają swoją tandetą i zaniżają wymagania.


Jak to jest, poziom wymagań estetycznych i intelektualnych odbiorców wpływa na jakość powstających filmów (mają się przecież dobrze sprzedać) czy może producenci zaniżają nasze wymagania, serwując nam na ekranie festiwal tandety, pornografii i wulgarności?


Myślę że kino, jego repertuar, jest odbiciem głębszych zmian zachodzących w społeczeństwie; postępująca tabloidyzacja mediów sprawia że także na złotym ekranie chcemy oglądać to, co w odbiorze łatwe, szybkie i przyjemne, szokujące bądź mrożące krew w żyłach. Byle prosto, wzbudzając jak największe pokłady emocji, jak najmniej angażując świadome myślenie. Mocny akcent musi przyciągnąć uwagę rozleniwionego widza, a nic tak nie interesuje jak przemoc, seks i wulgarność. Tandeta z kolei jest łatwa w odbiorze, nie potrzebuje wysokich kompetencji kulturowych do odbioru. Jest uniwersalna, dobrze się sprzeda, nadaje się do szerokiej dystrybucji.


Jak postrzegasz posługiwanie się wzorcami zachodnimi, inspiracje, a w zasadzie kalkę scenariuszy amerykańskich w polskim kinie?


Interakcja między twórcami jest bardzo ważnym elementem sztuki, każdy z czegoś czerpie inspiracje w mniejszym lub większym stopniu. Jednakże niezdrowe jest kopiowanie scenariusza w całości, z lekką adaptacją do polskich realiów, tylko dlatego że "to się dobrze sprzeda". Owszem może dobrze się sprzeda, ale zabije artyzm i indywidualność.
W USA istnieje głównie kino producenckie, gdzie każdy film traktowany jest jako produkt, ma być prosty, ma się podobać szerokiej publiczności. Producent jest alfa i omega, który ma ostatnie zdanie. Reżyser właściwie nie ma nic do powiedzenia, chyba ze sam jest producentem własnego filmu. Na szczęście w Europie wygląda to trochę inaczej, jest na Starym Kontynencie przewaga kina autorskiego, w którym film ma coś wnosić, coś sobą reprezentować. W Polsce od kilku lat rozwija się tendencja kina producenckiego, nasi rodacy garściami czerpią pomysły zza oceanu, wykupują gotowe formuły, które odniosły sukces za granica Dla artystów, którzy mają własny pomysł na film taka sytuacja jest dużym utrudnieniem; producent nie ma gwarancji dużej oglądalności, co sprawia że dobre scenariusze lądują w koszu jako mało obiecujące. Jeżeli nawet taki projekt dojdzie do skutku, często ląduje w szufladzie z etykietką „kino niszowe”. A tam mało kto zagląda.


W takim wypadku, jaka jest dziś misja kina? Czy ma jeszcze jakąś szerzej rozumianą misję, czy jest już tylko i wyłącznie maszynką do zarabiania pieniędzy na rozrywce?


Misją kina od zawsze było zwracanie uwagi na tematy ważne, które twórca chce poruszyć, problemy społeczne na które chce zwrócić uwagę. Ma i bawić i uczyć, lecz nie zawsze trzeba to sprowadzać do poziomu żenujących dialogów, sytuacji i ciężkich truizmów.
Dobrym przykładem są komedie Bareji, jego filmy nie tylko rozśmieszają ale również niosą ze sobą ważny przekaz. Moim zdaniem, każdy po wyjściu z seansu, czy to z "Szybkich i wściekłych”, czy tez "Miłości" przeżywa pewnego rodzaju katharsis. Przychodzi, wczuwa się w film, przeżywa wszystkie zdarzenia razem z bohaterami, nie myśląc o swoich problemach, które zostawił za drzwiami sali kinowej. Te dwa filmy wszystko różni, jeden jest lżejszy i nie wymaga od widza niczego poza biernym patrzeniem na efekty specjalne, drugi wręcz przeciwnie – wymaga skupienia i wysiłku, aby zrozumieć jego treść. I brutalna prawda, i lekka przesada jest w kinie potrzebna, pozwala dopasować przekaz do widza, do jego poziomu i wymagań.


Gdzieś umknął nam najważniejszy temat, przecież sam jesteś twórcą - Twoja etiuda niedługo będzie miała swoją premierę. Czy możesz przybliżyć nam jej treść, przesłanie, intencje które Tobą kierowały przy wybieraniu tematu?


Akcja filmu rozgrywa w czasach stanu wojennego, i została podzielona na dwie części - realistyczna, w której zobaczymy zamieszki milicji z robotnikami i cześć bardziej abstrakcyjną, gdzie bohater rozgrywa partie szachowa z wysoko postawionym urzędnikiem. Scenariusz etiudy jest oparty motywach wiersza Zbigniewa Herberta "Ze szczytu schodów", mam nadzieje ze udało mi się w nim zawrzeć ducha poety. Co do intencji przy wyborze…Akurat ten mi przypadł do gustu, już w liceum chciałem go zrealizować, ale wtedy miałem na niego całkowicie inny pomysł.

Polowanie

Film, który miał premierę w zeszłym roku jest dziełem Thomas Vinterberga, autora Festen. Doskonały duński reżyser nie jest bliżej znany polskiej publiczności, „Polowanie” również nie odbiło się większym echem w naszym rodzimym środowisku filmowym, pomimo wielu zdobytych nagród za granicą. A szkoda, bo zasługuje na wszelkie wyrazy zachwytu. Jest to film doskonały, głęboko zapadający w pamięć, robiący piorunujące wrażenie – na które pracuje mistrzowska gra aktorska, gradacja napięcia, piękne zdjęcia i szerokie ujęcie poruszanego tematu. Jednocześnie nie jest to film, który służy rozrywce; jest brutalnie szczery, przykry, niepokojący.








Główną postacią, graną przez Madsa Mikkelsena jest Lucas, wychowawca przedszkolny, walczący po rozwodzie ze swoją byłą żoną o prawo do opieki nad nastoletnim synem. Adaptuje się on powoli do nowej sytuacji, szuka swojego miejsca wśród lokalnej społeczności, zdobywa szacunek, uznanie i miłość pięknej kobiety. Wtedy następuje zwrot akcji, pojawia się dziewczynka która zmieni jego życie w koszmar. Splot nieszczęśliwych wypadków, niekompetencji psychologów, nieporozumień sprawią że niewiele znaczące słowa, nieświadomego ich znaczenia dziecka, staną się wyrokiem dla Lucasa.


Fabuła nie zasadza się na uczuciu niepewności, widz doskonale wie że wychowawca jest niewinny, wchodzi niejako w role zaszczutego człowieka, razem z nim nosi brzemię kłamstwa i oszczerstwa. Obserwuje jego pogrążanie się w depresji, degradacje społeczną, spychanie na margines, ostracyzm; odczuwa bezsilność wobec autorytetów które orzekły o winie, absolutny bezsens walki o prawdę w obliczu silnego przekonania mieszkańców miasteczka. Tytułowe polowanie to w zasadzie zapis zbiorowej psychozy, dotykającej społeczność w obliczu zagrożenia. Ukazana głębia psychologiczna postaci, autentyczne emocje wzmacniają wydźwięk filmu, sprawiają że napięcie staje się nie do zniesienia.


Film Vinterberga to ważny głos w dyskusji o dyskursie medialnym dzisiejszego świata, ukazujący jak bardzo jesteśmy manipulowani, jak łatwo jest nam przenieść sytuację ukazaną w telewizji do własnego życia, nawet przy najlżejszych przesłankach prawdopodobieństwa. Jest filmem trudnym z uwagi nie tylko na temat, ale także jego ujęcie – nie piętnuje pedofili w prosty, przejrzysty sposób, na podstawie binarnych opozycji, do których jesteśmy tak przyzwyczajeni – zły dorosły/dobre, skrzywdzone dziecko. Tutaj dziewczynka wyrządziła krzywdę dorosłemu, ale także sobie samej, poprzez wpieranie wspomnień które nie miały miejsca, naciski dorosłych, ich pewność co do zaistniałej sytuacji, bezgraniczną wiarę w słowa dziecka.


„Polowanie” ukazuje świat w którym poszukuję się łatwych odpowiedzi, prostych rozwiązań, z pominięciem półcieni, refleksji że mogło być inaczej, że chodzi o coś więcej, przyczyna leży gdzie indziej.

czwartek, 27 czerwca 2013

O obrońcach polskości.

Drodzy narodowcy, wyznawcy multi-kulturowej liberalnej Europy, wszyscy inni z bólem wiadomej części ciała - jak chcecie Polskę zbawić, to idźcie płodzić dzieci, bo komentarzami w internecie świata nie zbawicie.

 Jeżeli kultura, rozumiana jako całość dorobku materialnego i niematerialnego, takiego jak wartości i wzory zachowania ma przetrwać, trzeba mieć ją komu przekazać, trzeba wdrukować wzorce kulturowe w młode czyste umysły, aby poddać ją dalszej obróbce i przekazać dalej. W tak tragicznej sytuacji demograficznej, kiedy przyrost naturalny nie zapewnia nawet zastępowalności pokoleń, grozi nam albo wymarcie (chłód, głód i halucynacje z niedożywienia....) albo zalanie falą imigrantów z krajów przeludnionych. 

A tymczasem, co robią "Obrońcy polskości"? Jak się prezentują? Otóż nie tak jak powinni, moim zdaniem. Atakując obcokrajowców, jałową część społeczeństwa, westernizację i globalizację nic się nie zdziała na tym polu. Aby kultura przetrwała, należy ją rozwijać. Aby ją rozwijać, trzeba ją znać. Tymczasem stereotypowy obrońca polskości o swoim dziedzictwie wie albo niewiele, albo nic. Tak, nauka kultury to nudne lektury w szkole, żmudna nauka ojczystego języka, dbałość o ortografię, znajomość historii, aktywny udział w życiu kulturalnym i społecznym. Stereotypy, nawet oparte na podstawowym błędzie atrybucyjnym, ksenofobii i ignorancji, swoje podstawy mają. Analizując stereotyp "narodowca", opierając się na choćby najświeższych doniesieniach z ich poczynań - Paradzie Równości w Warszawie - ciężko temu wizerunkowi zaprzeczyć. Transparent, trzymany notabene przez męską cześć prawicowej inicjatywy, z napisem "Chcemy męszczyzn a nie cioty" świadczy sam za siebie...
Także w internecie widać ignorancję i indolencję umysłową, ale to już szerszy temat, dotyczących wielu wątków społecznego dyskursu. Arogancja, brak znajomości podstawowych faktów, niechęć do zapoznania się z rzetelną informacją - to wszystko składa się na obraz człowieka ograniczonego intelektualnie i poznawczo, zaślepionego ideologią, zastygłego w gorsecie konserwatywnych postulatów, które już dawno straciły termin przydatności do użycia. Nawet w przypadku jednostek inteligentnych, wykształconych skrajna prawicowa indoktrynacja i strach przed Obcym hamuje mechanizm samodzielnego myślenia, formułowania własnych poglądów. Predyspozycja do postrzegania świata opozycji binarnych, czarno-białych skrajności, upośledza myślenie, prowadzi do stagnacji, fermentu szczerych i szlachetnych niekiedy intencji.

Drodzy narodowcy, sięgnijcie po książkę. Odwiedźcie muzeum, galerię. Poszukajcie na półce słownika ortograficznego. Własna inicjatywa intelektualna, chęć poznania to najlepszy lek na nienawiść do całego świata. Społeczeństwo was potrzebuje, ale nie w obecnej formie; potrzebujemy prawdziwych obrońców polskości, dumnych ze swojej kultury i kraju.